Maracus był niezwykle zadowolony. Atak okazał się bardzo skuteczny. Zielono włosa nie kłamała. Systemy alarmowe statku Aleruuu nie zadziałały gdy transportował wojsko na pokład, wyrzutnie pocisków nie działały a małe oddziały niewolników bardzo pomogły jego wojsku. Decyzja o powstrzymaniu rzezi na niewolnikach chociaż nie popularna okazała się być słuszną. Maracus nie planował w żadnym wypadku uwalniać więźniów – byli zbyt cenni – ale nie mordowanie ich na potęgę wydało mu się dobrym pomysłem. Jeszcze przyjdzie czas na zabawę.
Siedział właśnie w głównej sali zdobytego statku i przyglądał się jak Aleruuu klnie na żołnierzy pętających go i odprowadzających do zaimprowizowanej izolatki gdy na jednym z monitorów pojawił się mały punkt odlatujący z ogromna prędkością. Było już za późno żeby go gonić gdyż zdążył zniknąć w jednym z licznych pasm asteroidów. Widocznie jego załoga wiedział co robi. Załodze zajęło dłuższą chwilę ustalenie skąd statek odleciał i kto jest na jego pokładzie. Ale Maracus wiedział co się stało. Zarządził poszukiwania zielonowłosej niewolnicy.
Gdy ją znaleźli klęczała przytulona do jednej z barierek. Trucizna już jakiś czas temu straciła swoje działanie. Teraz pojawiły się efekty uboczne. Była słaba. Poczuła jak dwóch żołnierzy łapie ją za ramiona i gdzieś ciągnie. Nie miała nawet siły protestować. Przeciągnęli ją prawie przez cal długość platformy.
- Nie dotrzymałaś warunków umowy – głos Marakusa był ostry.
-Nigdzie nie było powiedziane że nie możemy uciekać ze statku – odpowiadał spokojnie. I tak pewnie jest już martwa nie ma sensu się kłuci
- Ja dotrzymałem swojej części. Nie było rzezi.
- Ale i tak byś nikogo nie wyzwolił – milczał – nie mylę się prawda.
- Nie, nie mylisz się – roześmiał się
- Ale wiesz że mogę teraz rozkazać żeby was wszystkich wyrżnęli w pień
- Nie zrobisz tego – jej głos zabrzmiał bardzo zimno i bardzo niebezpiecznie. Nie spodobało się to Marakusowi. Żadna niewolnica nie będzie się do niego odżywać.
- Tak a dlaczego nie. – bardzo powoli podniosła głowę i popatrzyła w jego oczy. Może i jej oczy były zielone a nie brązowe ale to ciągle była ona.
- Jesteś mi to winien – powiedział to cicho, patrząc w jego oczy. Chwilę się zastanawiał.
- Puści ją. – to akurat był błąd bo bez oparcia opadał ciężko na posadzkę. On podszedł do niej. Podniósł ja delikatnie i długo patrzył w jej twarz. Pod tym całym brudem kolorem i szmatami to dalej była ta sama dziewczyna która kiedyś darowała mu życie.
- Macie ja zanieść do pokoju Aleruuu. Jest tu jakiś medyk który może cie patrzeć? – skinęła lekko głową – Masz być umyta i odpowiednio ubrana gdy tam przyjdę. Wtedy cię przesłucham. – Jeden z żołnierzy wziął ja na ręce. Gdy oddalali się Maracus patrzył za nimi bardzo długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz